czwartek, 24 lutego 2011

...poducha...

...kiedyś, całkiem przypadkowo ufilcował mi się sweter męża (a prałam tylko na 30 stopni i nie miał super dużo wełny w składzie), jak go wyjęłam z pralki to się prawie popłakałam... no i leżał sobie taki sfilcowany swetereczek, bo swetrem to już nie można było nazwać. i wczoraj po południu doczekał się pomysłu: powstała poducha do siedzenia na podłodze dla mojej młodej :) i to nie byle jaka poducha tylko markowa, dizajnerska, bo sweter był z joop'a...